Uwaga na kulturę terapeutyczną

Na pewno zwróciliście uwagę, że dzisiaj słowo „terapia” stało się częścią naszej kultury. Znajomi chodzą na terapię, wysyłają nas na terapię, w czasopismach czytamy o traumach i toksycznych ludziach, a w salonach Empiku możemy przebierać w poradnikach uczących stawiać granice. Generalnie dobrze się dzieje, że psychologia się rozwija i możemy dziś już bardziej otwarcie rozmawiać o depresji, ale mam wrażenie, że w tym biegu za „pracą nad sobą” trochę się zapędziliśmy. Po czym poznać czy wpływ tej kultury nas rozwija czy może zatrzymuje?

Coraz częściej słyszę o znajomych znajomych, z którymi życie stało się coraz trudniejsze ze względu na ciągłe wyznaczanie granic bez gotowości do respektowania potrzeb innych. Że 40-letni ludzie zrywają relacje ze starymi rodzicami z powodu dzieciństwa. Że ludzie są pochłonięci analizowaniem własnych potrzeb i tracą umiejętność życia z innymi, co efekcie skutkuje jeszcze większą alienacją i izolacją, poczuciem osamotnienia i niezrozumienia. Przecież chcieli przepracować swoje życie bo było im źle? Jak to się stało, że w efekcie mają jeszcze większe poczucie krzywdy i są samotni?
Na rynku jest dzisiaj duża ilość książek i poradników. Nie wszystkie są dobre, podobnie jak terapeuci. Każdy z nas wiele razy słyszał te hasła dotyczące asertywności, toksycznych rodziców, toksycznych przyjaciół, toksycznych relacji oraz traum. Hmm…kto zostaje? Okazuje się, że zaczyna brakować osób „bez wad”, z którymi można nawiązać relację.

No i terapie – przynajmniej raz chyba każdy z nas był namawiany na terapię. Chciałabym na początku wyjaśnić, że bardzo dużo zależy od mądrego i doświadczonego terapeuty, który potrafi kogoś poprowadzić znając i rozumiejąc zasady życia, a nie jedynie trzymając się założeń terapeutycznych. Najwięcej moich wątpliwości wzbudza oczywiście terapia psychoanalityczna i psychodynamiczna – zwłaszcza ta druga jest niestety nadal dość popularna w Polsce. Wiem, że są terapeuci, którzy potrafią mądrze poprowadzić, bo sami są dojrzali, ale w związku z nieuporządkowaniem prawnym zawodu terapeuty w Polsce, istnieje szansa trafienia na terapeutę, z którym terapia zaprowadzi na manowce. Warto wiedzieć na co zwracać uwagę i obserwować efekty własnej terapii.

Poniżej przedstawiam kilka kwestii, na które warto zwrócić uwagę obserwując siebie i efekty swojej pracy nad sobą – nie tylko terapeutycznej, ale też własnej, które mogą wskazywać, że droga rozwoju nie idzie we właściwym kierunku.

Wzmocnienie negatywnej narracji własnej historii

Ja korzystałam kilka lat z terapii właśnie psychodynamicznej, która głównie polegała na mieleniu przeszłości. Naczytałam się też wielu książek o toksycznych rodzicach – takich poradników jest teraz mnóstwo. Toksyczni rodzice, Jak uwolnić się od własnej matki, Trauma idealnego dziecka itd. W efekcie przez kilka lat żyłam w ogromnej urazie do własnych rodziców i obwiniałam ich za moją nerwicę. Naczytałam się o parentyfikacji, o tym jak oni mnie wykorzystali, żeby „czuć się dobrze”.

Wiem, że w wielu domach, szczególnie tam gdzie był alkohol i przemoc, dochodziło do strasznych scen i nie neguję tego, jednakże mój dom był zwykłym domem. Czasem dostałam klapsa, rodzice moi nie zawsze umieli odpowiedzieć na moje potrzeby, dużo pracowali. Opowiadając wielokrotnie historie o moim dzieciństwie zaczęłam niejako tworzyć nową opowieść (pamiętajmy, że przypominanie sobie nie jest wyciąganiem czegoś z głowy, ale za każdym razem pewnym tworzeniem historii na nowo). W efekcie czułam się wykorzystana i zupełnie straciłam z oczu dobre rzeczy, które otrzymałam w domu, całą miłość, którą dostałam. Przez wiele lat sądziłam, że wydarzyła mi się trauma i że moje życie zostało zniszczone przez moich rodziców. Po latach zaczęło do mnie docierać, że tkwiłam w utopijnych założeniach, np. „że w ogóle są jacyś „idealni rodzice”, którzy są w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby dziecka” – po prostu nie ma takiego rodzica. Bycie człowiekiem to często bycie zmęczonym, zestresowanym, zagubionym. A wystarczy, że dziecko różni się temperamentem i zupełnie niechcący będzie coś odbierać negatywnie przy całej dobrej woli rodziców.

Wzmocnienie poczucia bycia ofiarą

Z tą kwestią wiąże się bardzo mocno pojęcie „traumy”. Dzisiaj możemy znaleźć wiele artykułów czy poradników dotyczących traumy – pracy z traumą. Pojęcie „trauma” zostało rozszerzone na wiele aspektów, które może były trudne, może odcisnęły swoje piętno na psychice, ale jednak nie powinny podlegać pod definicję „traumy”. Z przywróceniem właściwego znaczenia słowu „trauma” spotkałam się czytając pamiętnik Stanisława Pigonia „Z Komborni w świat”, w którym przedstawia on swoją drogę z biednej galicyjskiej wsi na studia do Krakowa (mówimy tu o pierwszych 30 latach XX wieku!). Przeczytanie tej książki było dla mnie bardzo otrzeźwiające. Na porządku dziennym była śmierć z powodu choroby, epidemie np. hiszpanka, która zabijała całe wsie, doświadczanie głodu, umieranie przy porodzie oraz doświadczenia wojenne. Dzisiaj też oczywiście są ludzie, którzy doświadczają traumy, ale nie nazywajmy wszystkich sytuacji „traumą”.

Jeśli zaczniesz wierzyć w to, że pewne zaniedbania w dzieciństwie były traumą, to zaczniesz doświadczać, że życie, które naprawdę niesie wiele wyzwań jest już samo w sobie mega traumą, to nie pomoże Ci zaktywizować wewnętrznych zasobów. Po prostu uważaj, co nazywasz traumą i przyjmij, że zaspokojenie wszystkich Twoich dziecięcych potrzeb nigdy nie było tu możliwe, nigdy nie miało miejsca i nie stanowi warunku bycia szczęśliwym.

Z tym tematem bardzo mocno jest związana kwestia przebaczenia. Czy uczymy się dzisiaj przebaczać? Czy rozumiemy, czym jest przebaczenie? Że nie jest to usprawiedliwienie, ani zapomnienie, ale rezygnacja z oczekiwania, że sprawiedliwości stanie się zadość, że ktoś zostanie ukarany (oczywiście nie mam tu na myśli rezygnacji z wysłania kogoś na karę więzienia za przestępstwo). Czy rozumiemy, że przebaczenie ma najwięcej do zaoferowania przebaczającemu – raz uwalnia od goryczy i żalu, a dwa pozwoli Tobie samemu w przyszłości wybaczyć też sobie. Bo zawiedziesz nie raz. I nie mam tu na myśli zaraz ekstremów. Mam na myśli to, że będziesz kiedyś niedoskonałym „ojcem” lub „matką”, albo przyjacielem lub koleżanką, że zranisz nie raz. I wtedy będziesz umiał wybaczyć też sobie. Pozwolenie innym ludziom na bycie „ludzkim”, pozwoli Tobie samemu na bycie „ludzkim”. Nerwicowcy doskonale wiedzą czym kończy się perfekcjonizm – w każdym obszarze – czy pracy, czy relacji powoduje ogromny stres właśnie dlatego, że jest „nieludzki”. „Wybaczamy, by samych siebie uleczyć”

Nadmierna koncentracja na własnych potrzebach i granicach

W przekazie kultury terapeutycznej bardzo często ukryte jest pewne założenie, że deprywacja potrzeb w dzieciństwie jest źródłem problemów i żeby odzyskać swoje życie należy zadbać o to, aby wszystkie moje potrzeby były zaspokojone, a granice wywalczone. I oczywiście znów – świadomość naszych potrzeb jest ważna. Ale tutaj znów łatwo przekroczyć granicę. Jeśli zaczynasz większość czasu poświęcać na analizę własnych potrzeb i sądzisz, że to w ich zaspokojeniu kryje się szczęście, możesz się bardzo rozczarować. Jeśli Twoje potrzeby stały się najważniejsze i na każdym kroku podkreślasz swoje potrzeby, jeśli cały czas skupiasz się na ich zaspokojeniu, to stajesz się bardzo trudny do zniesienia, ciężko z Tobą żyć. W efekcie jesteś coraz bardziej sfrustrowana/y i samotna/y.

Kiedy to właśnie pomocą jest złapanie dystansu, wyjście poza siebie, otwarcie się na innych, wzajemne wsparcie, bycie razem. Koleżanka opowiadała mi jak poprosiła inną koleżankę, żeby przymknęła okno w samochodzie, bo jest jej zimno. Na co ona odpowiedziała „to Twoja potrzeba, nie moja” i nie przymknęła okna. Jeśli nie będziemy uwzględniać innych ludzi to nasze szczęście szybko pryśnie, a frustracja będzie rosnąć.

Bezkrytyczne zaufanie do własnych emocji

Często słyszeliśmy, że emocje zawsze mówią prawdę. Że mamy się wsłuchiwać w emocje, że one nas poprowadzą. Oh jak błędne jest to założenie i jak tragiczne są jego konsekwencje. Emocje zawsze mówią prawdę – ale jest to tylko nasza prawda złożona w naszych przekonaniach. Jeśli wierzę w to, że wszyscy ludzie są źli („wszyscy” mamy tu proszę bardzo zniekształcenie poznawcze, które nazywa się generalizacją”), wtedy zawsze będziemy czuli lęk albo złość na ludzi. Emocje są zawsze w zgodzie z naszymi przekonaniami. Ale jeśli wierzymy w błędne przekonania, wtedy nasze emocje będą nas zwodzić dalej, a my nawet nie będziemy mieli możliwości sprostowania błędnych przekonań. Dlatego bezkrytyczne ufanie myślom i emocjom prowadzi na manowce. Jest to szczególnie widoczne w depresjach i zaburzeniach lękowych. Np. czuję, że jestem nieudacznikiem, ale czy nim jestem naprawdę? Cała terapia poznawczo-behawioralna opiera się na racjonalnym przyglądaniu się przekonaniom i porównywaniu ich z faktami.

Nerwica nauczyła mnie, że jeśli pozwolimy naszemu umysłowi na prowadzenie myśli bez żadnego krytycznego się im przyglądania, to możemy tylko sami wzmacniać własne cierpienie. W napadach paniki często czujemy, że umieramy, czujemy bardzo silny lęk – ale prawda jest taka: nie umieramy i nic nam nie zagraża. Umysł czasem się gubi i trzeba mu pomóc jak rodzic, a nie bezgranicznie ufać i biec tam, gdzie nas niesie. Umysł jest genialnie skonstruowany, ale ma swoje ograniczenia – w głowie jest tylko to czego się nauczyliśmy i nasze doświadczenia – nic poza tym. Więc np. jeśli zadajesz mu pytania, to on szuka w sobie odpowiedzi spośród tych które ma – to główna przyczyna dla której błędem jest pytać się „dlaczego mnie to spotkało”, a potem dziwić się, że jedna z odpowiedzi jakie przychodzi to „bo jesteś głupi”. On po prostu wypluwa z siebie to, co kiedyś usłyszał. W efekcie czujemy się głupi i czujemy się źle, ale czy to że jesteśmy głupi jest prawdą?
Podobnie jest z potrzebami, jeśli zaczniesz nieustannie analizować jakie masz potrzeby, to on próbując odpowiedzieć na zadane zadanie będzie te potrzeby mnożył, a Ty będziesz czuł coraz większą frustrację próbując je wszystkie zaspokoić.
Przyjrzy się poniższym błędnym przekonaniom, które mogą nas wywieźć na manowce i zobacz, czy obserwujesz je u siebie:

  • muszę egzekwować od innych spełnianie moich potrzeb;
  • moje emocje i moje potrzeby mnie poprowadzą;
  • jak będę się wsłuchiwał w siebie to znajdę odpowiedzi (to jest częściowo prawdą, ale uważaj, abyś nie utknął w swojej głowie. Znacznie więcej dowiesz się o sobie w relacji z ludźmi, bo to oni będą dla Ciebie lustrem, które nie będzie iluzją);
  • cała wina leży w moich rodzicach, oni zniszczyli mi życie (myśląc w ten sposób odbierasz sobie sprawczość i rezygnujesz z odpowiedzialności za siebie jako osoba dorosła. Wzmacniasz swoją tożsamość jako ofiary);
  • muszę przepracować swoje traumy (czy na pewno traumy? A może po prostu trudne doświadczenia?).

Ponadto Twoją uwagę powinny zwrócić takie objawy jak:

  • obwinianie – nadmiernie skupienie na czyjejś winie, nie ponoszenie odpowiedzialności za siebie;
  • nadmierne bycie w głowie i analizowanie zamiast życia i działania;
  • coraz większa izolacja od innych ludzi;
  • brak dystansu do swoich myśli i emocji.

Jedna myśl w temacie “Uwaga na kulturę terapeutyczną

  1. Wspaniały wpis, zgadzam się z nim w pełni. Po wałkowaniu moich „traum” po terapii psychodynamicznej także czułam złość do rodziców przez bardzo długi czas. Dziś uważam, że byłam bardzo niesprawiedliwa i egoistyczna. Jako mama 2 dzieci wiem, że nie da się zaspokoić wszystkich potrzeb dzieci i jeszcze pozostać w zgodzie z sobą i zadbać w pełni o swoje emocje. Kluczem w moim zaburzeniu jest Akceptacja moich lęków, przyjęcie ich do siebie i nieocenianie ich. No i oczywiście medytacja i relaksacja na co dzień, aby nie kumulować napięć. Żadna terapia, psycholog, psychoterapeuta nie dał mi tyle ile sama wypracowałam i zrobiłam dla siebie. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkim samopoznania siebie i znalezienie swojej drogi w procesie wychodzenia z nerwicy.

Dodaj komentarz