Historia Pauline

Pauline żyła jak my wszyscy. Aż, jak w życiu większości z nas, przyszedł dzień – kiedy życie się skomplikowało. Niedługo po ślubie zmarł jej ojciec. Matka zaczęła podupadać na zdrowiu i potrzebowała jej pomocy. Wkrótce zmarł w młodym wieku szwagier męża, osierocając 6 dzieci i zostawiając żonę. W ciągu następnych dwóch miesięcy na atak serca zmarł wuj, a matka Pauline dostała udaru. W między czasie urodziła się córka. Wszystkich problemów i potrzeb było dużo – aż nastąpił pierwszy atak paniki.


Poniższa treść to już wyłącznie cytaty pochodzące bezpośrednio z książki Pauline McKinnon „Wycisz strach”.

Codzienność nerwicy

Żyjąc w strachu, człowiek cierpiący na agorafobię podejmuje tylko te wyzwania, którym ponad wszelką wątpliwość jest w stanie sprostać. Dlatego będzie osamotniony w czynnościach życia codziennego. Strach zabija spontaniczność i sprawia, że odwiedzenie sąsiada jest trudne, czasem wręcz niemożliwe. Osoba (..) obserwuje rutynę dnia swoich sąsiadów, przyjaciół, umawiających się na wspólną grę w golfa, ludzi spotykających się towarzysko czy podróżujących swobodnie po całym mieście i poza jego granicami. Taka osoba (..) czuje się bardzo samotna.
Kolejnym uporczywym negatywnym uczuciem jest poczucie winy. (..) Oprócz poczucia winy pojawia się w końcu gniew i frustracja.
Wszystkie moje osiągnięcia ograniczały się do poruszania się w przestrzeni o promieniu jednego kilometra od mojego domu.
Jedną z najbardziej nieprzyjemnych konsekwencji agorafobii jest brak spontaniczności, którą wyczerpuje i niszczy niepokój. Nie jesteśmy w stanie pod wpływem impulsu zabrać psa na spacer, wpaść do przyjaciół czy pójść z dziećmi do parku puszczać latawce. Wszystko musi być zaplanowane tak, aby strach nie mógł zaatakować. Każdą decyzję poprzedzają słowa „ale”, „jeśli”.

Przed każdym wyjściem z domu ogarniał mnie strach, ponieważ poza domem byłam narażona na to okropne doświadczenie.
Przyjaciele, którzy później dowiedzieli się o dręczącej mnie fobii, wyrażali zdumienie: „Nigdy bym nie przypuszczała. Nic po tobie nie było widać”. Tak właśnie jest. Większość osób cierpiących na agorafobię nie pokazuje tego po sobie. Nikt oprócz najbliższych nie ma pojęcia, jakie udręki i cierpienia przeżywają, kiedy muszą wyjść z domu.

Osoby cierpiące na agorafobię w mistrzowski sposób „trzymają fason”, emanuje z nich spokój i zadowolenie bez względu na to, co czują w środku. W zanadrzu mają zawsze niewyczerpany zasób usprawiedliwień, dlaczego nie mogą zrobić tego czy tamtego. Jednak nie wprowadzają w błąd celowo. Jest to część roli odgrywanej przez przyzwoitych ludzi, którzy starają się uniknąć napadu paniki i zachować twarz.

Wychodzenie na wolność

Po ośmioletnich zmaganiach przezwyciężyłam agorafobię, kiedy nauczyłam się relaksu fizycznego i psychicznego w formie unikatowej medytacji. Uwalniając się od strachu, zauważyłam, że fobia może stanowić nieskomplikowany problem. Dopiero brak zrozumienia i ustawiczne, a często bezowocne próby walki z nim czynią z niego oporną przeszkodę i źródło nieustannego cierpienia, dopóki nie znajdzie się sposobu przezwyciężenia go.
Po kilku sesjach doszłam do wprawy w pozbywaniu się napięcia fizycznego, ale musiało upłynąć jeszcze trochę czasu, zanim doświadczyłam podobnego uczucia, jeśli chodzi o moją psychikę.
Przez osiem lat żyłam w strachu, z tego przynajmniej pięć lat zajęła mi analiza samej siebie w poszukiwaniu przyczyny mojego lęku. Teraz wyzwoliłam się od strachu. (..) Wszystkie te zmiany zaczęły zachodzić w ciągu około roku, od pierwszej wizyty u dr. Mearesa.

Powtarzające się doświadczenie wyciszania powoduje, że „nadmierna czujność” opisana wcześniej znika i pojawia się spokój. Efekt taki ma charakter kumulacyjny, jest to proces zastępowania uogólnionego niepokoju uczuciem uogólnionego spokoju – całkowite zawrócenie z drogi, która wzmaga lęk i napięcie. Innymi słowy wyciszenie koryguje wewnętrzną reakcję, która przynosi trochę inne rozumienie życia.
Medytacja wyciszenia pozwoliła mi pokonać strach. Odniosłam zwycięstwo, które zaprowadziło mnie jeszcze dalej. Odnalazłam sposób na życie umożliwiający osobistą transformację i pozwalający cieszyć się pełnią istnienia bardziej, niż kiedykolwiek przypuszczałam, że jest to możliwe. Zyskałam także najwspanialszy i najszlachetniejszy skarb – samodzielność.

Refleksje

Z pewnością wczesne doświadczenia życiowe mają niezwykle silny wpływ na osobowość i mogą wyjaśnić dużo z reakcji dorosłego człowieka. Jednak dla wielu osób, które cierpią na fobie, zdarzenie z wczesnego dzieciństwa, które początkowo wzbudziło lęk, nie musiało mieć wcale wielkiego znaczenia. (..) Dowolna sytuacja w dzieciństwie może potencjalnie wywołać napady paniki w dorosłym życiu, co sprawia, że próby zidentyfikowania takiego pojedynczego epizodu przypominają poszukiwanie igły w stogu siana.

Na kolejnej wizycie psychiatra doszedł do wniosku, że mój lęk miał swoje źródło przede wszystkim w tłumionym gniewie. Dużo później rzeczywiście zaakceptowałam to jako część prawdy i czynnik, który mógł odegrać pewną rolę w rozwoju sytuacji.

Ani ja sama, ani mój psychiatra nie byliśmy jednak w stanie dotrzeć za pomocą tradycyjnej psychoanalizy lub dyskusji do źródła mojego domniemanego gniewu czy nieustannego lęku. Dlatego zalecono mi udział w sesji terapeutycznej wspomaganej „ujawniającym prawdę” koktajlem z amytalu z ritalinem, aplikowanym dożylnie.

Gdyby zamiast uciekać się do takich metod, spróbowano mi wytłumaczyć, że objawy, których się bałam i napad, który napawał mnie przerażeniem, były zasadniczo produktem mojego napięcia, czyli automatycznej (pomimo, że negatywnej) reakcji, być może w końcu zrozumiałabym, o co chodzi. Tymczasem stale analizując swoje uczucia i poszukując ich przyczyny, w odpowiedni lub nieodpowiedni sposób, zwielokrotniałam własny strach i mimo woli funkcjonowałam na najwyższym poziomie napięcia.

Kiedy jednak chodziłam do psychiatry, poziom napięcia, w którym żyłam, pozostawał zbyt wysoki, a moja maska dla świata (łącznie z psychiatrą) była zbyt szczelna, aby umożliwić głębszy wgląd w siebie. Ale nawet, gdyby mi się to udało, jestem pewna, że nie uwolniłoby mnie to od mojej fobii jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. (..) Wcześniejsze próby leczenia nie uwzględniały widocznie decydującego wpływu napięcia – odpowiednika lęku.

Wyraźnie widzę też, że od wczesnego dzieciństwa, przez wiek dojrzewania i później przyjęłam stoicką postawę walki wewnętrznej, aby samotnie sprostać konfliktom, znakom zapytania, poczuciu niższości, wątpliwościom, niesprawiedliwości, stratom, bólowi i obawom. (..) Z determinacją dążyłam do udowodnienia, że jestem wartościowa, ukrywając to, co uważałam za wstydliwe.

Nabrałam kolejnych negatywnych przekonań: że głębokie uczucia osobiste nie są ważne i że najlepiej zignorować swoje własne potrzeby, a skupić się na zadowalaniu innych.

Bibliografia:
Wycisz strach. Jak przezwyciężyć lęk, panikę i agorafobię, Pauline McKinnon, Wydawnictwo Zysk i S-Ka, Poznań 2007.
Strona internetowa Centrum Terapii Medytacją Wyciszenia Pauline McKinnon w Australiihttp://stillnessmeditation.com.au/

Photo by Daniel Mingook Kim on Unsplash