O zmuszaniu neurotyka

Wiele z naszych objawów może nam wiele powiedzieć o nas, dlatego warto czasem pochylić się nad, pozornie, przypadkowymi i chaotycznymi reakcjami i zobaczyć je w szerszym kontekście. Mam na myśli pewną konkretną sytuację, której niewątpliwie doświadczył każdy neurotyk – a mianowicie silne napięcie i problemy ze snem w noc poprzedzającą konieczność stawienia się gdzieś na konkretną godzinę. To „muszę” powoduje uruchomienie całej gamy objawów i lęku oczywiście. Potem każde „muszę” – muszę być w urzędzie o 12, u dentysty na 15tą itd. Samo słowo muszę powoduje silny lęk. I to jest ważna wskazówka.

Muszę musieć, żeby być kochanym

W dzieciństwie byliśmy obdarzeni warunkową miłością, ponieważ nasi rodzice też takiej tylko doświadczyli. Wypełnienie wszystkich „muszę” było dla nas koniecznością – koniecznym warunkiem przetrwania i nierównej relacji z rodzicami, którzy mieli nad nami władzę. Jako dzieci naginaliśmy karki w obawie przed utratą miłości rodziców oraz przed karą. Wyrośliśmy w przekonaniu, że nie jesteśmy godni miłości bezwarunkowej. Wyrośliśmy wierząc w wiele kłamstw, w które nadal wierzymy.

Nerwica – choć to zabrzmi brutalnie, ale będę to często powtarzać – jest jedną z nielicznych prawd w naszym życiu, przez duże P. Tu już nie da się nic udawać, ani naginać, nie da się także tworzyć iluzji. Nerwica każe nam zdemaskować kłamstwa, w których żyjemy, abyśmy mogli w końcu prowadzić życie pełne – takie, przy którym umiera się bez lęku, w spokoju i z poczuciem, że miało się dobre życie. Nerwica demaskuje kłamstwa i iluzje, których się przez lata trzymaliśmy, które w dzieciństwie pomagały na żyć, ale teraz hamują nasz rozwój. Faktem jest, że potrzeba naszej uwagi, aby zrozumieć, co jest kłamstwem i wybrać prawdę. Potrzeba naszej głębokiej pracy, aby wiedzieć co jest prawdą w naszym życiu, a co fałszem. Początkowo czujemy się raczej zagubieni, w chaosie, odczuwając jedynie trudne objawy.

Perfekcjonizm neurotyczny – to jest szczególna cecha, która hamuje rozwój”.(..) Nie wszelki perfekcjonizm jest chory, a tylko perfekcjonizm kompulsywny, przymusowy, kiedy wartością jest perfekcja sama w sobie a nie cel, do którego prowadzi.

Czas zrozumieć, że już nie „musimy” nic. Że to muszenie tkwi w naszych głowach i tylko my sami siebie zmuszamy, my sami siebie zniewalamy. Jest to oczywiście trudne, bo przecież boimy się stracić pracę, zostać bez środków do życia, samotności i że zostaniemy sami, chociaż w naszym związku już nic nas nie łączy. Im większe będzie nasze cierpienie, z tym większą determinacją będziemy porzucać te strefy komfortu, które stanowią tylko iluzoryczne strefy bezpieczeństwa. Nie mam bowiem takiej rzeczy na ziemi, która by zabezpieczyła nas przed życiem – przed bankructwem, utratą pracy, śmiercią naszą i śmiercią bądź odejściem najbliższych. Nie ma takiej pracy, której nigdy nie stracimy, takiego banku, który nigdy nie zbankrutuje, ani takiej relacji, która nigdy się nie rozpadnie. To o czym piszę często dzieje się wśród osób, które chorują śmiertelnie. Nie mając nic do stracenia w końcu, u progu życia zmieniają je – rezygnują z pracy, której nienawidzą, otwierają się na miłość innych ludzi. Robią to, ponieważ już widzą, że iluzja bezpieczeństwa w życiu jest tylko iluzją, oraz że świat i Bóg, sam je poniesie.

Świat nam sprzyja. Służy on naszemu rozwojowi, naszym życiowym lekcjom. Im bardziej puszczamy kontrolę nad życiem, tym bardziej on przejmuje ster. Znacie na pewno ludzi, którzy jakoś mniej niż inni przejmują się życiem, a jednocześnie, mimo, że czasem znajdują się w trudnej sytuacji, mają zaufanie do świata i jakoś ich życie płynie.

Tak więc to siebie zmuszamy, a nie życie. To my – po to, żeby mieć np. odpowiedni prestiż, sumę pieniędzy, oczekiwaną wygodę, zmuszamy siebie, wręcz gwałcimy do robienia rzeczy, do których się nie nadajemy. W każdej sytuacji trzeba być samemu sobie panem. Nie sprawia tego, ani bogactwo, ani prestiż społeczny, ani żaden z czynników zewnętrznych, sprawia to „umiejętność życia”, największy z darów, jaki tylko sami sobie możemy ofiarować.

Możemy wyzwolić się z lęku, który jest jedynym „panem” trzymającym nas w muszę. Mnie osobiście takie wyzwolenie przynosi Bóg. Uczę się coraz bardziej oddawać ster w Jego ręce i relaksować się, odprężać, dać życiu ponieść. W zasadzie wiele zdarzeń z mojego życia to splot dziwnych „przypadków” – różne spotkane osoby, różne pojawiające się lub znikające możliwości. Czasem trzeba ich z większym wysiłkiem poszukać, ale jednak wszystko składa się w całość.

Czy w Waszym życiu są ludzie, którym dużo zawdzięczacie? Czy są ludzie, którzy Wam coś zawdzięczają? Ich pojawienie się w Waszym życiu nigdy nie było przypadkowe. Gdybyśmy potrafili bardziej otworzyć się na miłość, bylibyśmy zdziwieni, ile jej dają nam inni ludzie. Te wszystkie przypadki, spotkani ludzie, prace, w których byliśmy, czasem nawet utraty prac, lub utraty innych ważnych rzeczy – te wszystkie doświadczenia służą nam. Służą naszej drodze rozwoju. To wszystko jest nieprzypadkowe. To jest nasza droga, wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.

Czy wyobrażacie sobie taką wolność wewnętrzną, która sprawi, że już nic w życiu „nie musicie”? Że możecie raczej „chcieć”, „wybierać”, „odmawiać”. Taka wolność jest osiągalna. Do takiej wolności wzywa Was Wasza choroba. To jest wielkie pragnienie Waszej duszy, Waszego rdzenia istnienia. Bycie kochanym (prawdziwą miłością, a nie manipulacją, będę jeszcze o tym pisać), oraz bycie wolnym. Wolnym do bycia sobą prawdziwym, wolnym do wyboru tego, co dla Was dobre. Oraz rezygnacji i odmowy tego, co Wam nie służy.

 Jest tu też ważna kwestia odmowy robienia czegoś, na czym się nie znam, w czym nie umiem funkcjonować, co jest dla mnie niedobre, co pogłębia tylko moje frustracje i poczucie mniejszej wartości, ponieważ przymuszony cierpię, uruchamiam nerwicę, choruję.

Kompensacja następuje wówczas, gdy rozwija się coś, czego nie ma, w sposób przymusowy, a więc niewolniczo, nawet jeżeli ma się jakiś talent, to nie rozwija się go spontanicznie, dlatego, że człowiek ma potrzebę rozwoju – tylko musi gorączkowo sprawdzać się i pracuje na ocenę, pracuje na stopień.

To, że teraz sądzicie, że wiele rzeczy „musicie” wynika z tego, że tak się nauczyliście oraz z tego, że to działało i było jedyną opcją przeżycia w dzieciństwie. Teraz już jesteście dorośli i możecie być wolni. Ale do tego prowadzą trudne drogi, warte każdej ceny:

  • odkrycie kłamstw w swoim życiu i poznanie prawdy
  • powolna zmiana tego w co się wierzy i zrezygnowanie z wiary w kłamstwa, a wybór wiary w prawdę
  • nawiązanie kontaktu ze sobą – poprzez uczucia – znalezienie odpowiedzi na pytania co jest dla mnie ważne, jakie są MOJE prawdziwe pragnienia (a nie np. pragnienia mojej matki, o których myślę, że są moje). Zbadanie jakie wartości są dla mnie ważne.
  • szukanie i poznawanie sensu własnego życia, także poprzez znajdywanie odpowiedzi na pytania – po co żyję, jakie wartości są dla mnie najważniejsze.

Póki co proponuję Wam, żebyście obserwowali jak reagujecie na „muszę”. Obserwujcie i bądźcie świadomi tego, co sądzicie, że musicie. Przekonanie o „muszę” wciąż trzyma nas w postawie ofiary i jest kłamstwem. Jest silnie związane z lękiem, więc wydostanie się z tego nie stanie się z dnia na dzień, ale jest możliwe. A cierpienie będzie Waszym sprzymierzeńcem w tej walce. Choć to brzmi obrzydliwie, cierpienie da Wam determinację do walki o Was samych. Chociaż będziecie się czuli słabi i zrezygnowani, szukając ulgi dla Waszych ciał i umysłów będziecie skłonni wykonać ten wysiłek, który często podejmują ludzie dopiero w obliczu śmierci.

Nerwica nie jest przeznaczeniem na życie. Nerwica jest wezwaniem do zawalczenia o nie, o siebie. Jesteście warci życia w pełni, życia pięknego, głębokich relacji i miłości. Jesteście godni tego wszystkiego. Zasługujecie na pełnię, na miłość, na prawdę, na życie bez lęku. Tego w Waszym życiu nie było wcześniej. Teraz macie na to szansę.

Zachęcam Was do refleksji na pytaniami:

  1. W jakich sytuacjach wydaje mi się, że coś muszę?
  2. Jeśli tego nie zrobię, to co, jakie będą konsekwencje?
  3. Jakie uczucia towarzyszą mi odnośnie tych konsekwencji? Jeśli jest to lęk, to czego on dotyczy? Że kogoś stracę, że ktoś mnie odrzuci, że nie będę miała środków do życia?
  4. Czy są inne sposoby, inne działania, żeby uzyskać to, czego boję się stracić? Np. jeśli miałaby to być utrata środków do życia, to czy mogłabym podjąć inną pracę? Jakie uczucia we mnie to budzi.
  5. Jaka prawdziwa motywacja stoi ostatecznie za moim wyborem? Może myślę, że muszę, bo nie chcę brać odpowiedzialności za moje życie? A może przerażają mnie konsekwencje i nie chce nawet o nich myśleć?
  6. Jeśli chodzi o wzięcie odpowiedzialności za swoje życie – to czego się boję? Czy się boję? Czy mnie to przeraża? Czy boję się, że sobie nie poradzę? Czy boję się kary? Kary od kogo?
Bibliografia:

Cytaty pochodzą z książki:

Nerwice. Koszt doskonałości. Rozmowy z dr. Andrzejem Rogiewiczem., M. Różycki, Warszawa 1992.

Photo by Gareth Harrison on Unsplash

29 myśli w temacie “O zmuszaniu neurotyka

  1. Tak, to prawda, że wszelkie „muszę” uruchamiają lęki. Szczególnie w odneisieniu do relacji z innymi ludźmi i lęku przed oceną. Ostatnio miałam taki przypadek. Byłam na zajęciach jogi w bardzo kameralnej grupie – 6 osób. Poczułam się średnio i nie miałam ochoty wykonać kolejnego ćwiczenia, ale pomyślałam, że „muszę”, bo przecież wszyscy je wykonują i „nie mogę” sobie teraz tak po prostu poleżeć chwilę. Oczywiście natychmiast uruchomił mi się lęk, który trwał i nakręcał się do końca zajęć. Dopiero, jak prowadząca powiedziała mi, że absolutnie „nic nie muszę” i że „mogę się kłaść, jak będę chciała”, poczułam się bezpieczniej. Ale i tak trudno mi się czasem położyć i nie wykonać czegoś. I te terminy, o których piszesz – dokładnie tak jest. Ja już dzień wcześńiej na samą myśl, że będzie spotkanie o tej i tej, stresuję się, jakbym miała co najmniej wystąpić przed milionem widzów w tv. Jak z tym pracować? Jak nauczyć się, że NIE MUSZĘ?

  2. Ok, a co jesli okazuje sie, ze na niczym mi nie zalezy? Nic mi sie nie chce? Zostawic studia i co? Marnowac talent? Nie chce zeby zabrzmialo to roszczeniowo, ja po prostu nie wiem i jestem ciekawa pani odpowiedzi.. Troche szkoda mi czasu, ktory moglabym spedzic na nauce, ale z drugiej strony nie podchodze do nauki z miloscia i ochota. Przerwa w studiach? I jak wykorzystalabym ten czas? Czy nie bylby zmarnowany?

  3. No nie, nie rzucać wszystkiego. Moje doświadczenie jest takie: studiowałam ochronę środowiska, której nienawidziłam. Ale ponieważ nie wiedziałam, co chcę robić innego, co mnie interesuje, dalej to studiowałam. Jeśli nie wiemy, czego chcemy, kontynuacja tego co robimy da nam czas na pytanie siebie – co mnie interesuje, co chciałbym robić, co ma dla mnie sens? Czasem będziemy musieli próbować wielu rzeczy, które powiedzą nam dopiero, że to nie to. Ale KAŻDE doświadczenie, nawet te moje studia nieszczęsne, dadzą Ci coś, z czego potem będziesz mógł czerpać. Nie ma niepotrzebnych, i bezsensownych doświadczeń.

  4. Witam serdecznie, na wstepie chcialam zaznaczyc, ze to swietny artykul..zgadzam sie z tym ze slowo „musze” wzbudza lek i powoduje jego narastanie. W dziecinstwie faktycznie nabywamy zlych nawykow, ktore pozniej sa nieswiadomie kontynuowane poprzez powielanie zlych nawykow od rodzicow. Robimy cos nieraz bo tak nauczono nas ale nie zastanawiamy sie nad tym jak to na nas wplywa na nasze samopoczucie i wartosc. Pamietam sytuacje jak ojciec zawsze powtarzal ze dobrze sie ucze i chcialby abym pracowala w biurze.. poszlam do szkoly sredniej na ekonomie, pozniej nie wiedzac co dalej robic ze swoim zyciem wybralam studia ekonmiczne, choc nienawidzilam matematyki i wcale nie bylam dobra w niej. I meczylam sie czasem na tych studiach.. i tak sie zastanawiam czyj to byl wybor tak naprawde.. albo kogo chcialam zadowolic..ale czasu tego ktory spedzilam na studiach nie zalowalam nigdy i nie zaluje poznalam milych ludzi z ktorymi utrzymuje kontakt do dzis, doswiadczylam zycia na studiach i jest to „cos” dla mnie, czego juz nikt mi nie zabierze. W motlochu zycia ciezko jest nieraz wywnioskowac co jest dla nas najlepsze, chcemy byc lubiani, chcemy aby nas dobrze postrzegano, dobrze o nas mowiono, aby rodzina nas kochala, szef nas docenial, a przyjaciele szanowali i podziwiali…ciagle chcemy spelniac oczekiwania wobec nas musze byc taki, a taki owaki, a gdzie w tym wszystkim MY? Zapominamy o sobie i o tym czego tak naprawde potrzebujemy i jaka droga chcemy isc..ja takze szukaw sily w wierze w Bogu i mam myslenie ze zawierzam cos jemu i na pewno on pomoze wybrac wlasciwa droge.. pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny artykul.

  5. Witam. Przy opisie Twojej historii ktoś dopisał, że pozbył się wielu przypadłości pracując na warsztatach 12 kroków. Co to jest? Mogę prosić o jakieś namiary na maila? Pozdrawiam

  6. A jeżeli słowo „muszę” kojarzy mi się negatywnie i pozytywnie: z ogromnym wyczerpaniem ale i satysfakcją, że dopięłam swego, nigdy z lękiem? Jeżeli nie wykonam tego co „muszę” mam poczucie straconej szansy, która mi się już nigdy nie przytrafi w takiej postaci jak „tu i teraz”, w myśl zasady, że nie wchodzi się nigdy do tej samej rzeki. Nie jestem pewna, czy zmiana nastawienia na „mogę, ale nie muszę” cokolwiek zmieni…

  7. Btw wspaniała strona! Wczoraj miałam bardzo wyczerpujący atak paniki, wiedziałam, że w końcu to nastąpi, gdyż „zbierało mi się” od dłuższego czasu. W pewnym sensie przyzwyczaiłam się do tego, zawsze po nim przychodzi chwila ogromnej ulgi, potem wszystko zaczyna ponownie narastać. Powoli też oswajam się z myślą poszukania profesjonalnego wsparcia, ale komentarze, które przeczytałam pod wspaniałymi postami dodają mi otuchy. Serdecznie pozdrawiam

  8. Asiu, od słowa muszę zdecydowanie lepsze i mające większą moc jest słowo „chcę”. CHCĘ to jest siła, CHCĘ to jest to, czemu realizacji jestem gotowa się poświęcić, napracować, zmęczyć. Chcę daje mi jednocześnie wolność. Chcę wyjmuje mnie z pozycji ofiary, a pozycję sprawczą – osoby decydującej, mającej wpływ.

  9. Przepraszam, ale czy jest możliwość otrzymać odpowiedź na mój wpis z 18 marca, czy raczej nie? A czy adres mailowy jest aktualny, bo wysłałem maila i też nawet potwierdzenia odczytania. Jasne, że nie ma obowiązku odpowiedzi, ale chociaż jakieś jedno zdanie byłoby mile widziane. Widzę, że 24.03. dodała Pani komentarz do wpisów, więc nie wiem jak na to patrzeć. Pozdrawiam.

  10. Panie Robercie, odpowiedzi na maile są dla mnie pewną trudnością ponieważ są dość czasochłonne. Wymaga to ode mnie dokładnego przeczytania maila, zastanowienia się nad odpowiedzią i napisania jej. Opóźnienia w pisaniu maili sięgają czasem ponad miesiąc. Nie czytam ich także codziennie, ponieważ nie jestem w stanie. Dziś wyjątkowo jestem bardziej aktywna tutaj, ale to nie jest standard.

  11. Zauważyłam, że wielu ludzi ma problem z tym, żeby natychmiast odpowiadać na ich zapytania, natychmiast wysyłać zamówione rzeczy itp. A przecież nie są oni jedyni w naszym świecie „spraw do załatwienia”. To chyba ma jakiś związek z poczuciem własnej wartości. „Nie zauważasz mnie – nie jestem ważny”. Ja staram się zawsze moim współpracownikom i klientom przekazać, że wolę IŚĆ niż BIEC i że są dla mnie ważni, nawet jeśli odpowiem po tygodniu 🙂 Z pozdrowieniami dla wszystkich 🙂

  12. Hmmm nie wiem. Dla mnie zdecydowanie większą moc ma „MUSZĘ”, daje mi kopa do działania, a „CHCĘ” jest w mojej ocenie bezpłciowe (bo w głębi duszy wiem, że nie chcę i jedynie sobą manipuluję, wmawiam sobie). Akurat jestem pewna tego, że gdybym „chciała” nie zrobiłabym tak wielu rzeczy niż gdybym „musiała”. Czasem jak o tym myślę, to wydaje mi się, że jestem „chomiczkiem w kołowrotku” i tylko w ten sposób działam wydajnie i skutecznie…. Najśmieszniejsze jest to, że mój mąż jakiś czas temu zwrócił mi uwagę, że ciągle mu gadam: „musimy to, musimy tamto” i się zbuntował mówiąc: „ja nic nie muszę”. Do tej pory kompletnie nie zwracałam na to słowo uwagi 😀

  13. Witam serdecznie,

    bardzo cieszę się że trafiłam na ta stronę!!! dobrze wiedzieć że nie jestem sama z takim problemem i że ktoś wie przez co przechodzę!!!:) Czy moglibyście podzielić się swoim doświadczeniem jeśli chodzi o uczucie duszności i ciężkości w gardle jakby coś was trzymało za szyję?? to uczucie przyprawia mnie o dodatkowy lęk….

  14. Żeby wszystko w życiu było takie proste,by móc sprowadzić do „chcę-muszę”. Pytania o różnicę tych dwóch słów nasuwa mi od razu skojarzenie-ptaszek na gałęzi stoi czy siedzi? Nie „muszę” zmienić dziecku pieluchy,bo zrobiło kupę? Nie „muszę” dać dziecku pierś bo płacze głodne? I tak bez końca. W życiu są momenty „muszę’ i są momenty „chcę”. Uważam artukuł za nieco naciągnięty. Wszystko jest skutkiem i przyczyną. „Chciałam” mieć dziecko- muszę o nie zadbać. Mam chorych rodziców-„muszę” się nimi zaopiekować, pomóc. Nie da się patrzeć i żyć takimi kategoriami! „Muszę” pracować by żyć. Dzisiejsze czasy nie dają za wiele do wyboru w tej dziedzinie. Co z tego że nie chcę w tym zawodzie czy w otoczeniu tych ludzi. Można polemizować bez końca. Na nerwicę choruję już 15lat. Tyle lat piekła. I „muszę” żyć dalej-niech to wystarczy za całą puente…

  15. Rozumiem całą złość i żal, które w Tobie są. Jest ona bardzo namacalna i wyczuwalna w Twoich słowach. Mimo wszystko zachęcam do refleksji na ten temat. Sa kobiety, które rodzą dzieci, ale je porzucają, dzieci, które nie opiekują się swoimi starymi rodzicami. Możesz rano wstać i nie pójść do pracy. Wybierasz jednak te czynności między innymi ze względu na konsekwencje, przecież nie chcesz porzucić dziecka, nie chcesz oddać rodziców do domu opieki, albo chcesz tylko boisz się przyznać przed samą sobą, że nie jesteś człowiekiem idealnym – świętym, z dobrymi tylko uczuciami wobec rodziców. My, neurotycy, mam głównie taki problem, że to piekło w dużej mierze robimy sobie sami. To prawda, że bardzo ciężko z niego wyjść, głównie dlatego, że nie widzimy wpierw, że uderzamy głową w mur, a wyjście jest z tyłu. Na to potrzeba poznania siebie. Przyznania się do pewnych spraw. Pokochania siebie. Dla mnie przez lata to były puste słowa, ale teraz po 14 latach walki, pojawiają sie owoce. Głównie w postaci poczucia szacunku do siebie, poczucia godności, świadomości, że już nic nie muszę, że pewne, nawet trudne rzeczy, jak opieka nad rodzicami, wybieram, bo chcę. Nie jest to takie chcę, jak „chcę telewizor”, ale jednak chcę. Stało się to możliwe głównie wtedy, kiedy uporałam się z poczuciem winy, które sterowało moim życiem i moimi wyborami. To głównie lęk i poczucie winy trzymały mnie w tym „muszę”. Za poczuciem winy stoi wiele kłamstw, zarówno innych wobec nas, jak i nas samych wobec siebie. Objawia się ono m.in w perfekcjoniźmie, który całkowicie odrzuca prawdę o człowieczeństwie – czyli niedoskonałość. Ale wynika on głównie z lęku – przed brakiem miłości. Że bez tego nie będziemy godni miłości. Jestem z Tobą całym sercem i myślę o Was wszystkich i o mnie samej, ze współczuciem. Doświadczam tego, że nie musi tak być. Choć za tą walkę trzeba oddać wszystko co się ma.Warto mierzyć się z Bogiem w tej sprawie. Bardzo polecam Ci książke „Współczucie i nienawiść do siebie samego” – pięknie opisane co sami sobie robimy – jak sami tworzymy to straszne piekło.

  16. Musze jest wiezieniem, chce jest wolnoscia. Ale co z sytuacja jesli czlowiek urodzil sie w wiezieniu, a jego rodzice takze i to wolnosc kojarzy mi sie z lekiem. Nie wiem czego chce i to mnie przeraza. Boje sie rzucic prace w ktorej sie mecze, puste malzenstwo i chociaz cierpie, jestem przyzwyczajona do zycia w klatce, znam tu wszystkie zasady panujace, mam wpojony harmonogram dnia wedlug ktorego zyje i podejmuje decyzje. Skad mam wiedziec, ktore moje chce plynie z glebi duszy i warto dla niego ryzykowac, a ktore chce jest poprosu ucieczka od zycia, skoro jestem calkowicie odcieta od siebie samej. I chce to zmienic, ale nie wiem jak. Wolnosc, w tym wolnosc wyboru wymaga odwagi, ale skad ja brac, skoro psychika jest przepelniona lekiem. Dla mnie odciecie od swoich potrzeb i uczuc jest jak bycie slepa, to jest kalectwo, ktorego nie widac. Moje musze jest jak biala laska dzieki ktorej poruszam sie po jedynej wyznaczonej trasie. Czy ja odrzuce laske zaczne widzec i czuc? A moze potkne sie o pierwszy lepszy kamien, wywroce i juz nie wstane. Ja sie poprostu boje.

  17. Aniu, dziękuję Ci za ten wpis. Zainspirował mnie do napisania posta. Co prawda trochę górnolotnego, ale całkowicie oddającego to czego doświadczam i w co wierzę. Potrafisz pięknie używać metafor – Twoje niektóre słowa są pięknie sformułowane, bardzo poetycko. Dziękuję Ci też za głębię Twojego wpisu i podzielenie się tym. Bardzo dużo już widzisz. Jeśli pójdziesz za tym, będziesz widziała więcej, i to Cię poprowadzi.
    Pozdrawiam Cię ciepło!

  18. A co jeśli lęk trwa dłużej niż tydzień? a co jeśli jedynie co możemy robić w tym czasie to czołgać się z bólu po podłodze? Co jeśli ciało tak boli, że nie mam siły na nic?

  19. Do Ani!
    Uwierz mi, ja tez zylam przez wiekszosc mojego zycia z ta laska „musze”. Nie wiedzialam czego chce a czego nie – nawet nie wiedzialam co mam studiowac, kogo kochac, co dobre a co zle. Ale jest ktos taki jak Duch Swiety ktory zyje w kazdym z nas, a On chce abysmy byli soba – calkowicie soba. Umwierz mi ze mialam tylko szczatkowa wlasna tozsamosc, moglam byc soba jedynie do 10 roku zycia, potem zylam juz jak w wiezieniu. Zaden psycholog ani lek nie da czegos czego nie masz: tozsamosci, wlasnej dojrzalej osobowosci … To potrafi jedynie Bog, On nie tylko uzdrawia to co chore ale potrafi stworzyc cos nowego, cos czego nie masz, czego ci brakuje … Od dwoch lat doswiadczam tego cudu tworzenia mnie „na nowo” i odkrywania siebie, swoich uczuc i potrzeb, a choruje nietylko na nerwice lekowa, ale na zaburzenia osobowosciowe i PTBS
    Pozdrawiam, w razie potrzeby chetnie pomoge

  20. Do Anonima : przeżyłam lęk trwający niemal bez przerwy ponad dwa miesiące. W ogóle takich rozmiarów bólu się nie spodziewałam. Myślałam , że się nie skończy. Budziłam się ze strachem wiele tygodni. Ból brzucha był nie do zniesienia. Wychudłam, myślałam, że nie wrócę do pracy. Pewnego dnia się skończył. Pokazał mi jeszcze pazury, ale już mniejsze. A teraz jeszcze mniejsze. Jestem pewna, że tak jak piszą – można go wyeliminować całkowicie. Ale musi umrzeć w nasz wiele rzeczy , byśmy się podnieśli jak feniks z popiołów.

  21. Do Małgosi : ” Muszę ” to jest straszna rzecz. Właśnie się oduczam na terapii. Nie jest łatwo.

  22. Ja pół życia muszę. Boję się zmienić pracę, bo stracę środki do życia, bo boję się, że sobie nie poradzę, a nawet nie wiem na jaką zmienić. W zasadzie boję się, że bez niej cały mój świat się zawali i pogrążę się jeszcze bardziej w depresji i lękach.

  23. O tym , jak straszną siłą potrafi być ” muszę” , przekonałam się na wakacjach. Okazało się , że moje „muszę” pt. pędzę i na nic nie mam czasu ,bo muszę zrobić to , i to i owo i Bóg wie co jeszcze , jest silnie wdrukowane we mnie. Zapominałam, że mam CZAS i NIE MUSZĘ ( łatwiej to niby poćwiczyć na wakacjach, ale….). Dochodziło do tego, że moje ” muszę” zmuszało mnie do tego stopnia, że zapominałam o CHCĘ. Stawałam jak wryta na środku ulicy, spięta i musiałam wręcz powiedzieć mózgowi – NIE MUSZĘ!!!! Nie myślcie , że skubany słucha od razu. Niby słucha, a potem swoje…… Konsekwentnie oduczać.

  24. Wiesz co, muszę Ci całościowo podziekować za ten blog – jest super!!! Nerwicowcy to mistrze nakręcania się, a tu spokojnie, mądrze i z perpektywy. Jestem nerwicowcem chyba od dziecka, ale nerwice zauważyłam chyba kilka naście lat temu, po terapiach kilku. Ja ją zawsze po prostu przechodziłam. Bardzo silnie mnie łapała, brak snu i w trzesiawka non stop, ale ja powoli to jakoś porównywałam z rzeczywistością i przechodziło po kilku miesiącach. Aaa i co najważniejsze – nawróciłam się i ja się leczę Bożą miłością. Po prostu zamiast się nakręcać powtarzam sobie, że jestem bezpieczna i kochana i… mnie puszczało choć to trwa, a ja w tym stanie chce już, bo ból ogromny. Rok temu jednak miałam ostry atak po pewnych sytuacjach w pracy, a potem zmarła moja mama i teraz powoli zaczyna mnie dopiero ta nerwica puszczać, ale już niestety z lekami. To, o czym piszesz, czyli przymus towarzyszy mi non stop, lęk o śmierć, itp. Ja mam w ciele te momenty kiedy mnie całkowicie puszcza i jestem szczęśliwa. 3 lata temu byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, pojechałam sama do stanów.Teraz jest gorzej i az trudno mi uwierzyć, że ja wtedy i teraz to ta sama osoba. Ale wrócę do tamtej mnie. Czytanie Twojego bloga… pomaga:-)

Dodaj komentarz